nie chciał być tym, który ma przemawiać do tłumów i władców (o czym jest napisane w Torze w Szemot/2Moj/Exodos/Wj 4,10-16); więc Bóg przekazał to Aharonowi, którego Mosze(h) miał uczyć, dla którego być doradcą i stać z boku, co też pokazuje jego pokorę… Mosze(h) sam nie wychodził do ludzi, żeby rozkazywać im co chciał, Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Autor Wiadomość Dołączył(a): So kwi 07, 2012 20:58Posty: 575 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. WIST napisał(a):Atheist napisał(a):O! chyba spełniam wszystkie warunki Jeśli tak to przykro mi. Choć aż trudno mi uwierzyć że poznałeś Go tak dobrze i chcesz prostu bardziej podoba mi się Prometeusz. Gość nie dość, że nas stworzył, to jeszcze zapłacił za to cenę nieporównywalnie większą niż Jezus. I w dodatku niczego od nas nie chce w zamian. Zdecydowanie z tej pary jestem za Prometeuszem a jest jeszcze kilku innych silnych konkurentów na i najważniejsze - Prometeusz nie obiecuje mi życia wiecznego. Jakoś jeśli miałbym kogoś pokochać to kogoś, kto nie ma czegoś na czym zależy mi tak bardzo. To tak jak w Twoim przykładzie z kochankami - gdybym ożenił się z bardzo bogatą kobietą nigdy nie wiedziałbym czy na pewno nie zrobiłem tego dla pieniędzy. Niezależnie od tego, że czułbym, że ją kocham i nawet czasem - jak piszesz - zrobiłbym coś dla niej z że rozumiem, że "miłość do Boga" to nie tylko "coś za coś" (jak każda miłość). Ale nie przypominam sobie, aby jacyś misjonarze, jakiejkolwiek religii mówili: "Pokochajcie Boga, on tego pragnie, potrzebuje, bez Waszej miłości jest mu przykro więc dajcie mu coś od siebie, żeby go ucieszyć". Raczej wszyscy mówią: "Czy myślałeś co się z Tobą stanie po śmierci?" albo: "Czy wiesz, że Bóg Cię kocha takim jakim jesteś". Słowem: Bóg to potężny ktoś, już Ci wiele dał a może dać jeszcze więcej. Jakoś nie słyszałem o ofiarach składanych Prometeuszowi przez starożytnych Greków a o ofiarach składanych Zeusowi jak najbardziej... Wt kwi 02, 2013 23:46 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Ja ciągle u siebie słyszę że z Bogiem trzeba trzymać sztamę. Ale to co napisałeś jest bardzo ważne, bo chyba tego brakuje. Nasze głoszenie to zbyt często reklamowanie Boga, tak jakbyśmy się bali, a może nie wiedzieli, że tutaj bardziej chodzi o relację. To trochę wyższy poziom, więc może idziemy na łatwiznę i spłycamy ten obraz. Bóg nas nie potrzebuje, będzie istniał, działał. Ale chce abyśmy Go kochali i kocha nas bezinteresownie. Choć chyba nieco Cie rozumiem. Masowa wiara, została uproszczona, bo poważna filozofia i teologia, w dodatku nie w teorii ale w praktyce, to dla wielu zbyt wiele. Z drugiej strony zamiast wyjaśniać mi na chłopski rozum tych wyższych idei spłycono je. I chyba tu jest problem, bo skoro nie rozumiemy na odpowiednio wysokim poziomie czym jest Msza św., sens świąt, znaczenie przykazań dla naszego życia, to czemu dziwimy się że można je zastąpić innymi ceremoniami, czy inną moralnością. I chyba problem nie w tym że Bóg za takie twierdzenie jakie zapodaje autor tematu kogoś skarze na potępienie. To raczej tego typu myslenie tak wyprowadzi na manowce, że człowiek sam się potępi. Wygląda to tak, że skoro nie potrzebuje sakramentów, mogę stosować inną moralność, wierzyć w coś innego i parać się rzeczami, którymi gdzie indzie nie mogę, to w swoim mniemaniu podążam do Boga. To po prostu jedna z wielu dróg, tylko że inna moralność pozwala mi czynić zło, nie szukać kontaktu z Bogiem, zajmować okultyzmem. Każda droga, wiara prowadzi do zbawienia? Jeśli prowadzi do zatracenia, to jak może prowadzić do zbawienia? Bo miałem dobre chęci? To spróbuj dobrymi chęciami ruszyć na postoju wrzucając bieg na 5. _________________Pozdrawiam WIST Śr kwi 03, 2013 0:40 triebflugel Dołączył(a): Wt mar 19, 2013 10:52Posty: 30 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Jesienna dzięki za ten tekst nostrae etate. Byłbym bardzo rad gdyby rządzący kościołem katolickim zechcieli podążać za prawami, które nam narzucają, bo tego nie robią. Już dawno odeszli od chęci dążenia do doskonałości. tu ciekawa rozmowa do tematu uważam, że dobro i zło, ludzie dobrzy i źli to porostu niezbędne elementy układanki, że gdyby usunąć zło i złych lub dobro i dobrych to konstrukcja by się nie jest to poprawne czy nie poprawne - wszystko jest niezbędne by struktura uważam, że zło gra bardzo ważną rolę w czynieniu dobra, już w starożytnych chinach filozofowie wiedzieli o nierozerwalności dobra i zła tzn jing jang jako prawda w kościołach są konfesjonały, bo Bóg wie, że grzech jest czymś normalnym, spowiedź ma także pełnić rolę terapeuty czyli odciążyć psychicznie żebyśmy na umyśle czuli się cywilizacja tworzy personifikację swojej kultury w postaci Boga, mądrzę ktoś wcześniej wspomniał, że religia jest odzwierciedleniem pragnień i osobowości. Śr kwi 03, 2013 8:31 JedenPost Dołączył(a): Pt gru 30, 2011 9:17Posty: 11383 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. triebflugel napisał(a):Wracając do tematu uważam, że dobro i zło, ludzie dobrzy i źli to porostu niezbędne elementy układanki, że gdyby usunąć zło i złych lub dobro i dobrych to konstrukcja by się coś bliżej objaśnić na czym by miało to zawalenie się polegać? _________________Lubię Starego czasem, to też sprawiaże się wystrzegam otwartej z nim wojnyPrzecież to piękne, gdy Pan tak dostojnyTak z samym diabłem po ludzku rozmawia. Śr kwi 03, 2013 10:15 bramin Dołączył(a): Pt lis 20, 2009 9:38Posty: 3324 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Cytuj: Byłbym bardzo rad gdyby rządzący kościołem katolickim zechcieli podążać za prawami, które nam narzucają, bo tego nie robią. Masz bardzo ciekawe teorie. Rzadzacy Kosciolem narzucaja nam pewne prawa? A my biedacy musimy to uważam, że zło gra bardzo ważną rolę w czynieniu dobra, już w starożytnych chinach filozofowie wiedzieli o nierozerwalności dobra i zła tzn jing jang jako prawda ying i yang dotyczy zupelnie innego kontekstu. Nie jest zwiazana z koegzystencja dobra i Europie, w jezyku potocznym mowi sie, ze zasada ying i yang to zasada przeciwienstw. Takie rozumienie tej zasady jest duzym uproszczeniem. Owszem chodzi o przeciwienstwa ale w aspekcie w kościołach są konfesjonały, bo Bóg wie, że grzech jest czymś normalnym, nie jest czyms normalnym , naturalnym. Tak wynika z Objawienia. Grzech jest jakims zaburzeniem harmonii miedzy Bogiem i czlowiekiem i miedzy czlowiekiem a wierza cywilizacja tworzy personifikację swojej kultury w postaci Boga, mądrzę ktoś wcześniej wspomniał, że religia jest odzwierciedleniem pragnień i Ci chyba o mamy do czynienia z maslem maslanym. _________________MODERATOR Śr kwi 03, 2013 10:23 Anonim (konto usunięte) Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. triebflugel napisał(a):Jesienna dzięki za ten tekst nostrae etate. Byłbym bardzo rad gdyby rządzący kościołem katolickim zechcieli podążać za prawami, które nam narzucają, bo tego nie robią. Nie ma żadnych rządzących Kościołem Katolickim. Jedynym jego Panem i głową jest Jezus Chrystus i to on jest naszym wzorem który prawo wypełnił w 100%. Więc jeżli chcesz za nim podąrzać to możesz być bardzo rad . triebflugel napisał(a):Wracając do tematu uważam, że dobro i zło, ludzie dobrzy i źli to porostu niezbędne elementy układanki, że gdyby usunąć zło i złych lub dobro i dobrych to konstrukcja by się nie jest to poprawne czy nie poprawne - wszystko jest niezbędne by struktura uważam, że zło gra bardzo ważną rolę w czynieniu dobra, już w starożytnych chinach filozofowie wiedzieli o nierozerwalności dobra i zła tzn jing jang jako prawda w kościołach są konfesjonały, bo Bóg wie, że grzech jest czymś normalnym, spowiedź ma także pełnić rolę terapeuty czyli odciążyć psychicznie żebyśmy na umyśle czuli się cywilizacja tworzy personifikację swojej kultury w postaci Boga, mądrzę ktoś wcześniej wspomniał, że religia jest odzwierciedleniem pragnień i kiedyś taka piosenka hip hopowa ,,Nie ma miłości bez nienawiści'' ale nie jest to w naszym świecie konstrukcja w której dwa elementy są sobie niezbędne. Jest wręcz przeciwnie. Jedyna stabilna konstrukcja to ta gdzie zła nie ma wcale, i taką Bóg dla nas przygotował, odrzuciliśmy ją, ale ona wciąż na nas czeka dzięki odkupieniu Pana Jezusa za nasze grzechy. Piszesz że dobro i zło są niezbędne w tej układance i się uzupełniają. Nigdy tak nie było i nie będzie. Zło zawsze było, jest i będzie jak ten wrzód na tyłku. Piszesz o jakiejś symbiozie, a jest to pasożytnictwo zła w naszym świecie, naszym życiu, rodzinach, otoczeniu. Ten pasożyt zawsze prowadzi tylko do upadku i nieszczęscia. Śr kwi 03, 2013 10:40 wierny_prawdzie Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 10:44Posty: 8 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. quas napisał(a): Nie ma żadnych rządzących Kościołem Katolickim. Jedynym jego Panem i głową jest Jezus Chrystus i to on jest naszym wzorem który prawo wypełnił w 100%. Więc jeśli chcesz za nim podążać to możesz być bardzo rad . Niestety, ten, kto chciałby po prostu "podążać za Jezusem Chrystusem" nie jest w stanie tego uczynić, bo tak naprawdę nie wiadomo, czego od ludzi chciał Jezus. Wiedza o Nim, po pierwsze, pochodzi od ewangelistów, którzy przedstawili rzeczy w sposób wycinkowy i stronniczy, w dodatku wzajemnie sobie przecząc. Po drugie, słowa Jezusa są tak niejasne, że na proste pytania nie da się znaleźć odpowiedzi. Przykład: czy mamy przestrzegać prawa żydowskiego, czy nie? Konia z rzędem temu, kto na podstawie Biblii znajdzie bezsporną odpowiedź na to pytanie. Jeśli chodzi o Dekalog, to przedstawia on zasady, które są przestrzegane przez ludzi pod każdą szerokością geograficzną. Gdyby ich Biblia nie sformułowała, i tak byłyby przez ludzi uznawane. Czy przed napisaniem Biblii ludzie sądzili, że wolno zabijać albo kraść? Ludzie toczyli całe wojny o to, czyje rozumienie słów Jezusa jest lepsze. To, co teraz jest ogólnie uznawane przez chrześcijan, to wersja powstała nie w toku dyskusji, ale narzucona mieczem. Jest możliwych wiele innych interpretacji Pisma, równie spójnych jak obowiązująca w Kościele katolickim. Tak więc pytam: co to znaczy "podążać za Jezusem"? Śr kwi 03, 2013 11:13 triebflugel Dołączył(a): Wt mar 19, 2013 10:52Posty: 30 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Do Quas Ok załóżmy, że od jutra wszyscy wyrzekają się zła i odtąd żyje tylko dobro. Co dalej?Po co wtedy Bóg, po co kościół, po co przykazania?Czym w takim razie było by dobro? Ludzie stali by się jak by dobro bez świadomości jego poprawności, bo byłoby to coś normalnego i nieszczególnego, baa! robili by to, bo nic innego nie byliby wstanie Bóg nie dopuszczał by zła gdyby nie miało ono jakieś roli do odegrania choćby takiej, że Bóg chciałby przetestować naszą wiarę i lojalność dając wybór - dobro lub istniało tylko dobro, po cóż Bóg dawałby wolną wolę?Do czego potrzebna byłą by policja gdyby w 100 % zwalczyć przestępczość?kodeks karny nie byłby już potrzebny. Śr kwi 03, 2013 13:02 jesienna Dołączył(a): N sie 28, 2011 11:55Posty: 2016 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. wierny_prawdzie napisał(a):quas napisał(a): Nie ma żadnych rządzących Kościołem Katolickim. Jedynym jego Panem i głową jest Jezus Chrystus i to on jest naszym wzorem który prawo wypełnił w 100%. Więc jeśli chcesz za nim podążać to możesz być bardzo rad . Niestety, ten, kto chciałby po prostu "podążać za Jezusem Chrystusem" nie jest w stanie tego uczynić, bo tak naprawdę nie wiadomo, czego od ludzi chciał Jezus. Wiedza o Nim, po pierwsze, pochodzi od ewangelistów, którzy przedstawili rzeczy w sposób wycinkowy i stronniczy, w dodatku wzajemnie sobie przecząc. Po drugie, słowa Jezusa są tak niejasne, że na proste pytania nie da się znaleźć odpowiedzi. Przykład: czy mamy przestrzegać prawa żydowskiego, czy nie? Konia z rzędem temu, kto na podstawie Biblii znajdzie bezsporną odpowiedź na to pytanie. Jeśli chodzi o Dekalog, to przedstawia on zasady, które są przestrzegane przez ludzi pod każdą szerokością geograficzną. Gdyby ich Biblia nie sformułowała, i tak byłyby przez ludzi uznawane. Czy przed napisaniem Biblii ludzie sądzili, że wolno zabijać albo kraść? Ludzie toczyli całe wojny o to, czyje rozumienie słów Jezusa jest lepsze. To, co teraz jest ogólnie uznawane przez chrześcijan, to wersja powstała nie w toku dyskusji, ale narzucona mieczem. Jest możliwych wiele innych interpretacji Pisma, równie spójnych jak obowiązująca w Kościele katolickim. Tak więc pytam: co to znaczy "podążać za Jezusem"?W zasadzie masz tylko, że to co napisałeś o rozstrzyganiu sposrów teologicznych to gruba przesada .Były takie sytuacje, ale glówny nurt dyskursu teologicznego toczył się w inny do ostratniego pytanie, to bardzo dobre pytanie(zwłaszcza w kontekście tego co napisałeś).Nie da się "podążać za Jezusem bez wiary w to, że Bóg czuwa jakoś nad Kościolem i z teologicznych sporów, często bezładnych i burzliwych wyłania się coś trwalego, jakaś prawda - coś ostatecznie wchodzi w skład Tradycji Kościola (W Kościele katolickim i prawosławnym Tradycja jest uważane za żródło objawienia na równi z Pismem św. protestanci mimo deklarowania "sola scriptura" - "tylko pismo", de facto też jakąś tradycję przyjmują).Myślę, że co to jest "podążanie za Jezusem" zrozumieć się nie da się nie da nie przyjmując Tradycjii Kościoła (rozumianego szeroko jako dorobek całego chrześcijaństwa), To Tradycja jest tym co pozwala stanąć na jakimś w miarę stałym gruncie (choć też nie do końca - bo Tradycja Kościoła nie jest stalym , jest żywa, więc się rozwija). _________________informuję, że nieużywanie dużych liter przeze mnie nie wynika absolutnie z braku szacunku dla kogokolwiekale jest przede wszystkim spowodowane szybkoscią z jaką piszę (oraz czasem pewnymi problemami z klawiaturą), proszę o wyrozumiałość. Śr kwi 03, 2013 13:32 Anonim (konto usunięte) Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. triebflugel napisał(a):Do czego potrzebna byłą by policja gdyby w 100 % zwalczyć przestępczość?Aby przeprowadzać dzieci przez ulicę, jak w wielu innych napisał(a):kodeks karny nie byłby już potrzebny. Nie kazde przestepstwo popełniamy więc, ze Bóg dopuszcza zło, abysmy zgodnie z wolna wolą świadomie je nie wybierzemy, to zgodnie z nauką raju-piekla będziemy No to mamy problem, bo chyba nikt w pełni swiadomy i dobrze poinformowany, bez zamazujących prawdę doświadczeń i innych obciazeń nie wybrałby zła (no przecież zalązek boskości, w sensie dobra, mamy w sobie jako stworzeni na Jego podobieństwo). No to co z tymi, których tak wielu w ogień wieczny wrzuca? Nie obeznani? Straceni? Świadomi Przeznaczeni Śr kwi 03, 2013 13:47 Anonim (konto usunięte) Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. jesienna napisał(a):(W Kościele katolickim i prawosławnym Tradycja jest uważane za żródło objawienia na równi z Pismem św. protestanci mimo deklarowania "sola scriptura" - "tylko pismo", de facto też jakąś tradycję przyjmują).Wyjasnijmy to sobie jeszcze raz. Zasada sola scriptura oznacza, że jedynym źródłem, autorytetem w sprawach chrześcijaństwa, w sprawach wiary i jej praktykowania jest Pismo Święte. NIE jak u katolików równorzędnie Pismo Święte i Tradycja. Dokładnie to ten skrót myślowy oznacza. Śr kwi 03, 2013 14:11 wierny_prawdzie Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 10:44Posty: 8 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. jesienna napisał(a): Nie da się "podążać za Jezusem bez wiary w to, że Bóg czuwa jakoś nad Kościolem i z teologicznych sporów, często bezładnych i burzliwych wyłania się coś trwałego, jakaś prawda - coś ostatecznie wchodzi w skład Tradycji Kościoła (W Kościele katolickim i prawosławnym Tradycja jest uważane za żródło objawienia na równi z Pismem św. protestanci mimo deklarowania "sola scriptura" - "tylko pismo", de facto też jakąś tradycję przyjmują).Myślę, że co to jest "podążanie za Jezusem" zrozumieć się nie da się nie da nie przyjmując Tradycji Kościoła (rozumianego szeroko jako dorobek całego chrześcijaństwa), To Tradycja jest tym co pozwala stanąć na jakimś w miarę stałym gruncie (choć też nie do końca - bo Tradycja Kościoła nie jest stałym , jest żywa, więc się rozwija).Droga jesienna Uważam, że powoływanie się na Tradycję jest zabiegiem czysto retorycznym, jest fasadą ukrywającą pełną dowolność. Po pierwsze, każde twierdzenie, choćby nie wiem jak stare, szacowne i powszechnie uznawane, może być w każdej chwili wycofane z Tradycji. Na przykład weźmy zasadę uświęconą bardzo długą tradycją, że żona ma być podległa mężowi. Albo zasadę "czarownicy żyć nie pozwolisz". Co się stało z tymi tradycjami? Po drugie, z Tradycji zawsze można wybrać, co się komu podoba. Dawniej mówiono po prostu różne, sprzeczne rzeczy, i zawsze można przywołać to, co komu akurat pasuje. Po trzecie, w Piśmie przynajmniej wiadomo, co jest napisane, a co nie jest napisane. Tradycja natomiast jest nieokreślona. Przykładowo - czy istnieje tradycja niestawiania posągów w świątyniach (jak u pierwszych chrześcijan), czy nie ma takiej tradycji? Po czwarte, powoływanie się na Tradycję jest w istocie stosowaniem pewnej mniej lub bardziej swobodnej interpretacji. Zawsze wygrywa interpretacja tego, kto ma władzę. Po piąte, twierdzenia trwale przyjęte są przyjęte pod przymusem. Nie ma takiej kwestii teologicznej, co do której panowałaby jednomyślna zgoda. Jednomyślność jest efektem przemocy, a nie argumentacji. Śr kwi 03, 2013 19:49 Qwerty2011 Dołączył(a): Pn lut 21, 2011 22:52Posty: 1364 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. wierny_prawdzie napisał(a):Po pierwsze, każde twierdzenie, choćby nie wiem jak stare, szacowne i powszechnie uznawane, może być w każdej chwili wycofane z tradycja rozwija się razem z napisał(a): Albo zasadę "czarownicy żyć nie pozwolisz". Co się stało z tymi tradycjami?Ta zginęła samoczynnie, bo była niezgodna z nauczaniem Jezusa _________________"Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas"(2 Kor 4) Śr kwi 03, 2013 19:57 lokis Dołączył(a): N sty 13, 2013 4:33Posty: 1633 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. Cytuj:Ta zginęła samoczynnie, bo była niezgodna z nauczaniem JezusaCoz za ignorancja! Wszystko co robi Kosciol jest zgodne z wola Boga. Bog, Duch Swiety czuwa nad tym! Moze wylacznie chodzic o rozwoj czlowieka. Juz go nie trzeba palic, bo sie tak rozwinal, ze nie trzeba. Śr kwi 03, 2013 20:46 wierny_prawdzie Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 10:44Posty: 8 Re: Każda wiara zbawia czyli powrót do źródła. QWERTY2011 Piszesz o zasadzie "czarownicy żyć nie pozwolisz" [Wj 9:17] następująco:Qwerty2011 napisał(a):Ta zginęła samoczynnie, bo była niezgodna z nauczaniem JezusaOtóż, żeby ocenić, że zasada ta jest sprzeczna z nauczaniem Jezusa, należałoby znać nauczanie Jezusa. Z tym jest problem. Nie wiadomo, czy Jezus chciał, byśmy przestrzegali prawa żydowskiego, czy nie. Poza tym, jak to się stało, że dziesiątki wieków teolodzy (w tym Ojcowie Kościoła) nie zauważyli niezgodności tego z nauczaniem Jezusa? Śr kwi 03, 2013 21:03 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Nie do wiary - Śmierć kliniczna. Odblokuj dostęp do 14369 filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Niesamowite historie. Tematy budzące emocje. Tajemnice elektryzujące świat Scenariusz programu powstaje w oparciu o zdarzenia trudne do wytłumaczenia. Poszczególne odcinki Najlepiej zacząć od początku. Jestem osobą po rozwodzie. Przez wiele lat nie uczestniczyłem w życiu Kościoła w żadnych stopniu. Moje małżeństwo okazało się przysłowiową katastrofą. Oczekując na rozwód poznałem osobę z którą spotykałem się niedługi czas bo niestety tylko ponad 2 miesiące. Dzieliła nas duża różnica wieku. Pomimo tego E. dała mi przez ten krótki czas tyle ile nie otrzymałem przez kilka lat trwania mojego małżeństwa. Był to dla mnie wspaniały czas bo byłem w końcu szczęśliwy. E. jest osobą wierzącą. To ona nakierowała mnie na tę właściwą drogę. Chociaż nigdy do niczego mnie nie nakłaniała. Niestety związek ten nie przetrwał, E. odeszła ode mnie jeszcze przed rozwodem, co mnie strasznie jeden dzień całe moje życie jak i plany oraz szczęście runęło, co mnie dobiło i wpadłem w ogromnego doła. To był dla mnie bardzo trudny okres. Najgorszy w życiu. Wszystko co najgorsze skumulowało się w jednym czasie. Wtedy, do tej pory nie wiem w jaki sposób trafiłem na NP. Stwierdziłem, że tylko to może pomóc mi w odzyskaniu jej. Niestety już w drugi dzień przestałem odmawiać ją. Stwierdziłem, że to i tak nic nie pomoże skoro sam nie potrafiłem utrzymać tego związku. Natomiast po w pierwszym dniu po skończonej modlitwie ogarnął mnie wielki spokój oraz jakaś dziwna euforia, że wszystko będzie dobrze. I to było wspaniałe uczucie. W międzyczasie coś we mnie wstąpiło i zacząłem ranić E. jeszcze bardziej pisząc i mówiąc rzeczy, których wcale nie chciałem mówić, doprowadzając do sytuacji, iż w obecnej chwili nie mam żadnej możliwości kontaktu z nią. Zdaję sobie sprawę, że zasłużyłem sobie na to w 100%. Straciłem ją na zawsze. Postanowiłem zacząć odmawiać od nowa NP tym razem w intencji poznania wspaniałej kobiety, z którą będę mógł założyć kochającą się rodzinę bo zawsze mi na tym zależało. Obecnie kończę 3 tydzień odmawiania NP. Co ona mi dała? Przede wszystkim spokój, inne spojrzenie na całe moje życie. Uświadomiłem sobie, że bez głębokiej wiary i życia zgodnie z przykazaniami nie będę potrafił stworzyć szczerze kochającej się rodziny. Wiem że gdybym kierował się przykazaniami z pewnością nie zraniłbym E. czego żałuję ogromnie do dzisiaj. Codziennie modlę się, regularnie uczęszczam na msze św. staram się zgłębiać wiarę ile potrafię. Moja siostra od długiego czasu szukała mieszkania do wynajęcia, bezskutecznie a że mieszka za granicą jest jej o wiele trudniej bo wynajmujący niechętnie wynajmują mieszkania obcokrajowcom. Udało jej się wynająć w końcu a zbiegło się to w czasie odmawiania mojej NP. Wujek z ciocią znowu zaczęli się szanować chociaż ich związek wyglądał już źle. Wujek chciał wyjechać za granicę. Teraz widzę u nich radość i wzajemne uczucie. Tak więc nie tylko ja otrzymuję łaski ale i dzieją się one wokół mnie. Z perspektywy czasu wiem, że musiałem stracić E. by zyskać coś innego tj. powrócić do wiary, która daje mi siłę. I chociaż żałuję, że nie mogę z nią być dalej to widocznie „ktoś” miał w tym wszystkim inny, szerszy plan, w który wierzę. Przede mną jeszcze wiele dni odmawiania NP i chociaż nie traktuję jej jako maszynki do spełniania życzeń to wierzę, że zostanę wysłuchany a moja intencja się spełni. Nawet jeśli nie, to doszedłem w ostatnim czasie, do wielu przemyśleń, które wcześniej były mi obce. I chociaż 32 lata na karku i bagaż doświadczeń, to mam nadzieję, że spotkam jeszcze na swojej drodze wspaniałą kobietę, z którą założę rodzinę opartą na wzajemnej miłości, szacunku, troski czyli na takich wartościach, których Jezus nas uczy. Liczę gorąco na to że moje za jakiś czas będę mógł i takie świadectwo złożyć. Bo wiara w końcu czyni cuda StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejMarek: Powrót do wiary
Nowy sezon i powoli nadciągający powrót chłodniejszych temperatur to zapowiedź świeżych trendów nie tylko w modzie, ale i w salonach manicure. W tym roku najprawdopodobniej będziemy
Ilustracja zastępcza Kultowy magazyn o zjawiskach nadprzyrodzonych powraca na antenę! NIE DO WIARY – to telewizyjny magazyn emitowany przez TVN od 1997 do 2007 roku. Poruszane w nim były kwestie zjawisk nadprzyrodzonych, niewytłumaczalnych historii, przepowiedni na przyszłość a także tematy popularnonaukowe. Program zdobył status kultowego. Teraz, po pięcioletniej przerwie, powraca na antenie TTV. Gospodarzem NIE DO WIARY będzie ponownie Maciej Trojanowski. Nowe odcinki nagrywane będą w studiu przypominającym poprzednią odsłonę programu. Nowe odcinki NIE DO WIARY już od września na antenie TTV.

Szeroka publiczność zna go z programu „Nie do wiary”, który prowadził od 1996 roku. Format nadawany był do 2007 roku, a potem ponownie od 2012 do 2013 roku. W magazynie poruszano tematy zjawisk nadprzyrodzonych, niewyjaśnionych historii z przeszłości oraz przepowiedniami przyszłości.

Wiemy, że miłości nie da się nauczyć, miłość trzeba świadczyć. Wierzę, że w tej miłości jesteśmy - mówi Radosław Pazura. Panie Radku, widzę, że ma Pan na ręku różaniec. Nie wstydzi się Pan tak chodzić? Nie mogę wstydzić się tego, co jest najważniejsze. Ten różaniec jest oznaką także tego, że identyfikuję się z wiarą katolicką, że wierzę w Jednego Boga. Wolność… Kiedyś chyba używał Pan w inny sposób swojej wolności? Nasze życie postrzegamy w dwóch etapach: życie przed i po wypadku. Wypadek był momentem zwrotnym, był sposobnością aby się przemienić. Otrzymaliśmy łaskę powrotu do wiary i nawróciliśmy się, dlatego pojmowanie wolność przed i po wypadku diametralnie się różni. Jeśli żyło się w grzeszności - nawrócenie polega na tym, że człowiek odwraca się od dotychczasowego życia. To proces, który w naszym życiu trwa nadal. W Pana przypadku proces nawrócenia rozpoczął się w dość tragicznych okolicznościach… Tak jak powiedziałem, wydarzeniem, które przyczyniło się do nawrócenia był wypadek. Tak naprawdę dzięki niemu zaczęliśmy oceniać co w życiu było niewłaściwe, co powinno nazywać się "dobrem" a co "złem". Teraz wiemy, że bez Pana Boga nie bylibyśmy w stanie nic zrobić. Tylko komunia i relacja z Nim pomaga w udźwignięciu tego wszystkiego. Taką łaskę otrzymaliśmy. Może w trochę niewytłumaczalny sposób… Pan Bóg działa w przedziwny sposób i dopuszcza w naszym życiu różne sytuacje, czasem brutalne, które można wykorzystać do tego, aby się przemienić. My otworzyliśmy się na Jego działanie. Owocami tego był sakrament małżeństwa, narodziny Klary, i wiele innych wydarzeń, które przybliżają nas do Niego. Jechaliście w trójkę, Waldek Goszcz zginął na miejscu. Wam Pan Bóg dał drugą szansę. Można przecież było to zaproszenie Pana Boga do "nowego życia" odrzucić? To, że znalazłem się wtedy w tym samochodzie to był przypadek, ale jak się okazuje - przypadków nie ma… Jest wielką tajemnicą dlaczego Waldek zginał w wypadku, a mnie i mojemu koledze była dana szansa, aby być tutaj, żyć dalej i coś z tym życiem zrobić. Zawsze do wyboru są dwie drogi - można przyjąć łaskę i nawrócić się do Pana Boga, albo odrzucić. W moim przypadku łaska Boża działa do tej pory. A czemu dokonało się to przez śmierć drugiego człowieka? To wielka tajemnica. Wierzę w to, że Waldek jest w niebie. Modliłem się za jego duszę. W którymś roku, w okresie między 1 a 8 listopada ofiarowałem odpust zupełny za jego duszę. Wierzę, że to wszystko było po coś. W moim przypadku - jego ofiara - znaczyła bardzo, bardzo dużo. Wiele światła płynie z naszej wiary, z Ewangelii, szczególnie - znaczenia krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa - Jego cierpienia, Jego męki, Jego zwycięstwa. Pamięta Pan moment wypadku? Podobno byłem przytomny. Pamiętam jednak dopiero moment po przebudzeniu i cały okres dochodzenia do zdrowia. Byłem w śpiączce, sztucznie przytrzymywany przy życiu. Ten czas doskonale pamięta moja żona. Wiem jak bardzo ważne jest to, że ktoś bliski jest przy drugim człowieku, choćby inni mówili, że on nic nie czuje, nic nie wie i tak naprawdę nikogo nie musi koło niego być. Miłość przejawia się także w obecności… Często nie mamy w sobie może takiej siły, czy też - idąc dalej - tak wielkiej miłości, bo do miłości się to wszystko sprowadza, aby trwać przy drugim człowieku, którego się kocha. To jest też sprawdzian miłości. Teraz wiem, mam na to dowód, jaka wielka miłość musiała być w Dorocie. Ona nie wyobrażała sobie życia beze mnie. Stan Pana zdrowia był już krytyczny, ale nagle nastąpiła zmiana… Kiedy Dorota dostała informację od pani doktor, że stan jest bardzo krytyczny i trzeba poinformować najbliższą rodzinę, bo nie wiadomo czy przeżyję, zamknęła się w pomieszczeniu, w którym przez prawie trzy godziny przeprowadziła najprawdopodobniej najprawdziwszą modlitwę swojego życia. Przypomniała sobie, że jest osobą wierzącą, wypowiedziała na głos to wszystko co było w naszym życiu - złego i dobrego. Była rozpacz, lament, bluźnierstwa, obietnice, pretensje - było wszystko. Ponazywała wiele rzeczy po imieniu. Całą rozmowę z Panem Bogiem zakończyła stwierdzeniem, że jeśli to jest taka wola, i ma mnie zabrać - przyjmie to, ale prosi Go o jedno - jeśli tak się stanie, żeby nauczył ją z tym żyć, bo jej się wydaje, że nie będzie umiała. I wtedy dopiero pojechała do domu, wzięła prysznic, poczuła wewnętrzny pokój. Rano obudził ją telefon od pani doktor, która dzień wcześniej poinformowała, że stan jest krytyczny. Telefon był z wiadomością, że jest dobrze. Pani doktor tego nie umiała wytłumaczyć, ale było dobrze. Z perspektywy czasu to wydarzenie oceniamy jako cud. Wiele osób modliło się o Pana powrót do dobrego zdrowia. Odczuwał Pan tę modlitwę? Chcę podkreślić istotę i wagę modlitwy wstawienniczej. Wiem, że wielu ludzi modliło się o moje zdrowie. Żona zamawiała msze św. To wszystko przyniosło niesamowity skutek. Stał się cud! Nie mogliśmy zaprzepaścić tej łaski. Dopiero po moim przebudzeniu, kiedy dochodziłem do siebie Dorota powiedziała mi o tym, co się wydarzyło. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Od tej chwili pięknie zaczął działać Pan Bóg, podsyłał różne osoby, książki… Dzięki osobom, które zaczęły się koło nas pojawiać - zaczęliśmy się zbliżać się jeszcze bardziej do Pana Boga. Zaczęliśmy zadawać sobie pytania: Kim jesteśmy? Kim dla nas jest Pan Bóg? W jaki sposób działał Pan Bóg? Na przykład w naszym życiu pojawiły się siostry klaryski, kapucynki. Niby przypadkowo, ale to było ewidentne działanie Pana Boga. Na fizykoterapii była siostra klauzurowa (w regule zakonu jest zapisane kiedy mogą opuszczać klasztor, np. sprawy związane ze zdrowiem). Dowiedziała się w rejestracji, że mieszkam na tej samej ulicy co ona. Podeszła, zapytała czy mogę ją podwieźć. Nie wiedziała, że jestem aktorem. I tak oto zaczęła się nasza znajomość z s. Grażyną. Czyli nie ma Pan żalu do Pana Boga, raczej wdzięczność? Wdzięczność. Wierzę w to, że Panu Bogu na nas zależało. Zaczął uzdrawiać. Miałem bardzo ciężkie obrażenia, w ciągu pół roku doszedłem do zdrowia. To jest kolosalny postęp. Miałem skomplikowane złamanie nogi, rozpatrywano też amputację. Nagle wyszedł facet, który - widzi Pani, normalnie funkcjonuje, jest w dobrej formie - jeżdżę na nartach, pływam, skaczę, biegam, gram w siatkówkę. Za uzdrowieniem duszy, o którą najbardziej chodziło Panu Bogu, szło też uzdrowienie ciała. Przysłowie głosi: W zdrowym ciele - zdrowy duch, a ja mówię: W zdrowym duchu - zdrowe ciało. Kiedy nastąpił ten przełomowy moment zwrócenia się do Pana Boga? Łaska tego wypadku polegała na tym, że zostaliśmy niejako - szczególnie Dorota, postawieni pod murem. Doszło do spiętrzenia wydarzeń i takiego momentu życia każdego z nas, że zwłaszcza Dorota nie miała wyjścia i musiała się zwrócić do Wyższej Instancji. Nagle sobie przypomniała, że jest Ktoś taki jak Bóg. Wierzyła przecież w Kogoś takiego, kto jest ponad wszystkim. Znalazła się w takiej sytuacji, która ją - jako człowieka - przerosła. Nam się ciągle wydaje, że nad wszystkim panujemy, wszystko kontrolujemy, że jesteśmy władcami życia, kierujemy nim. Nic bardziej złudnego. Dorota w tym czasie przeszła jakby szybki kurs prawdy o nas. Znalazła się w sytuacji, kiedy zobaczyła, że naprawdę nic nie jest od nas zależne. Jedynym kierunkiem, w który mogła się zwrócić był Pan Bóg. Jak Pan rozumie miłość? Miłość jest tak wielkim pojęciem, nieograniczonym, że nie sposób go wytłumaczyć. Tak jak nie możemy do końca zrozumieć i wytłumaczyć Pana Boga, który jest Miłością. Miłość jest jakby światłem w nas, które może promieniować, ale trzeba wejść w relację z Panem Bogiem. Bez tego otwarcia na Niego nigdy nie będziemy w stanie choć minimalnie pojąć czym jest miłość naprawdę. Niekiedy błędnie myli się miłość z uczuciem… Uczucie w pewnym momencie się kończy, a prawdziwa miłość nigdy się nie skończy. Uczucie jest częścią miłości, które pojawia się na początku. Nie raz pomaga nam rozeznać czy to jest "ta" osoba. Tak było w naszym przypadku - w pewnym momencie uczucie zaczęło się wypalać, zaczęliśmy się błąkać, zwyciężał egoizm. Każde z nas było niezależne, ale z drugiej strony coś nas do siebie pchało. Brakowało nam odniesienia do Pana Boga. Żyliśmy w iluzji miłości. Przeczytałam kiedyś, że Pan Bóg dopuszcza do nas tylko tyle ile możemy udźwignąć… Pan Bóg dopuszcza do nas różne sytuacje. Pokazuje, że bez Niego zginiemy. I choćby śmierć później przyszła - wierze, ze nie zginę. To wspaniale i pełne tajemnicy w naszej wierze aby nasze życie rozpatrywać w kontekście życia wiecznego. Pan Jezus jest żywy, tylko nie możemy tego pojąć, objąć, bo ciągle jesteśmy w doczesności, w zewnętrzności. Wszystkiego chcemy się dowiedzieć, zrozumieć, dotknąć. Pan Bóg nas zachęca, żeby totalnie wejść w głębię Miłości. Żeby zaufać i zawierzyć - wydaje mi się, że to sens naszej wiary. Święty Jan Paweł II w swoim pontyfikacie zaufał Jezusowi, i zaufał Maryi. Wydaje mi się, że to zaufanie jest najtrudniejsze w naszej wierze. Może właśnie w codziennym pośpiechu zapominamy, że należy troszczyć się także o ducha? Wiele pracy poświęcamy naszej zewnętrzności - żeby osiągnąć sukces, być dobrym tatą, mamą. To jest bardzo dobre, ważne, ale nie najważniejsze. Często zapominamy o naszym duchu. Trzeba wejść w głęboką więź z Panem Jezusem, aby zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Zgłębianie Słowa Bożego, angażowanie się w życie Kościoła, korzystanie z sakramentów - moim zdaniem w to trzeba angażować się z takim samym natężeniem jak w naszych codziennych obowiązkach. Życie duchowe powinno napędzać codzienne nasze życie. Wtedy wszystko miałoby właściwy wymiar. Wiem, że jest to trudne. Zaufanie Panu Bogu, zdanie się na Jego wolę - łatwo powiedzieć, ale o wiele trudniej rzeczywiście tak żyć… Pan Bóg po to przyszedł na świat, abyśmy próbowali Go naśladować i nie zatracili życia wiecznego. Nie znaczy to, że przypadkiem nie wpadniemy w jakieś pułapki. Nawet jeśli tak się stanie - ale będziemy z Nim - On nas przez to przeprowadzi. On nas uzdrowi, uleczy, nie da nam zatracić życia wiecznego. Od razu chętnie Pan to wszystko przyjmował? Nie chciałem przyjąć tych darów, zamykałem się. Siła Kościoła przejawia się w tym, że jeśli przyjęliśmy chrzest, inne sakramenty, to nawet jeśli wcześniej byliśmy na bakier - każde, nawet minimalne otwarcie się na Niego daje potężne łaski. Zawsze możemy powrócić. Chrzest jest zaszczepieniem w nas życia wiecznego. W razie problemów wynikających z kruchości i słabości naszego jestestwa otrzymaliśmy na początku trzeciego tysiąclecia niezwykłą pomoc w postaci kult Bożego Miłosierdzia. Jest to dla nas podpowiedź, że nawet jak jesteśmy w bagnie, to Pan Jezus nas wyciągnie. Któregoś wieczoru kiedy dzwoniłam, telefon odebrała Pana żona. Powiedziała: "Mąż siedzi z dzieckiem nad matematyką". Czym dla Pana jest ojcostwo? Przyjście Klary było dla nas cudem. O dziecko staraliśmy się kilka lat… Wiedzieliśmy, że naturalną konsekwencją sakramentu małżeństwa, którym On nas złączył - jest pragnienie potomstwa. Mieliśmy bardzo dużo przeszkód, również duchowych… Dużo było naszej grzeszności jeszcze sprzed czasu nawrócenia, ale zły duch zawsze przegrywa z Panem Jezusem, z Duchem Świętym i z Kościołem. Zadania, które stoją przed nami to przekazać Klarci na ile można co to jest miłość. Wiemy, że miłości nie da się nauczyć, miłość trzeba świadczyć. Wierzę, że w tej miłości jesteśmy. Zapewnia nam to sakrament małżeństwa i relacja z Panem Jezusem.
do krańców Ziemi, nie-narodowi, nie szukającym Boga, nie pytającym o Boga, a takim dotąd nie głoszono niczego ani o Mesjaszu ani o Jedynym Bogu (J 17,3 ); więc mimo tego, że „głoszenie Ewangelii” mocno kojarzy się z Jeszuą (Jezusem),
Liceum Ogólnokształcące Nr I im. Jana Bażyńskiego w Ostródziekl. II b A ludzie rano okiem zdziwionemSpojrzą na szyby, gdzie kwiaty zaklęteSrebrzą się szczęścia mego słowa święte… Przeczytałam ostatnie słowa wiersza „Zimowy, biały sen” Leopolda Staffa i zamknęłam tomik jego poezji. Tego typu wiersze wyzwalają we mnie różnorakie odczucia i niekoniecznie same pozytywne emocje. Źle mi się kojarzy zima. Zawsze wprowadza w moje życie przygnębienie i senność. Gdy jest zimno, nikt, nie licząc oczywiście mojego psa, nie chce wychodzić z domu, i czuję się wtedy trochę samotna. To w jaki sposób Staff opisuje śnieg, pobudza jednak wyobraźnię. Zdmuchnęłam świeczkę o zapachu pierników, pachnącą bardziej niż szarlotka mamy. Pogłaskałam po pyszczku Dolara, pieska, który przybłąkał się do mojego domu kilka tygodni temu. Razem z rodzicami podejrzewamy, że ktoś pozbył się go, ponieważ zaczął być kłopotliwym świątecznym prezentem. Niedbałym ruchem zrzuciłam z lewej stopy kapeć, który dotychczas uparcie się na niej trzymał. Uniosłam kołdrę i delikatnie wsunęłam się pod nią. Starałam się być jak najciszej, bo była już druga w nocy, a ja nie chciałam przecież nikogo obudzić. Druga, trzecia, trzecia trzydzieści, a ja wciąż nie mogłam zmrużyć oka. Niespokojna wstałam z łóżka i podeszłam do okna w dachu. Otworzyłam je i wychyliłam głowę na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu zima wyglądała inaczej niż zwykle. Ogromne jabłonie rosnące w sadzie przemiłego sąsiada, pana Nowaka, wyglądały jak sosny. Obsypane śniegiem przypominały pudrowe ciastka, które babcia Ania zawsze przygotowuje na święta. Do moich nozdrzy zaczął też docierać aromatyczny zapach pieczonego indyka. Kojarzył mi się tylko z jednym… z czasem, gdy dowiedziałam się od mojego złośliwego i starszego o całe pięć lat kuzyna Maksa, że ktoś taki jak Święty Mikołaj, nie istnieje. Pamiętam, jaka byłam wtedy zawiedziona… Zamknęłam okno dachowe i pomaszerowałam schodami w dół. Podeszłam do okna w kuchni i odsunęłam firankę. Moim oczom ukazał się dokładnie ten sam widok, który chwilę wcześniej podziwiałam na piętrze. Niewiele myśląc zarzuciłam na siebie kożuch mamy i ciepły szal. Wskoczyłam w kozaki i zawołałam, najciszej jak tylko potrafiłam, Dolara. Ostrożnie wyszłam na dwór. Dolar ewidentnie nie był zachwycony moim pomysłem na nocny spacer, co okazywał przez całą drogę od drzwi do bramki naszego podwórka, ujadając. Świat wyglądał piękniej niż zwykle. Trawa, czy raczej jej pozostałości były pokryte czymś przypominającym pokruszone lodowe cukierki, a płot sąsiadki wyglądał jak czekoladka. Znad oczka wodnego pana Nowaka majestatycznie unosił się dym, który kojarzył mi się z parą kubka różanej herbaty. – Nie do wiary… – powiedziałam do psa, który też wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Podeszłam do zamarzniętego wodnego oczka i przejrzawszy się w lodzie, postanowiłam sprawdzić jego kruchość. Zapukałam delikatnie czubkiem buta w lodową taflę. Lód pękł. Usłyszałam wydobywający się spod niego głośny krzyk, który przyprawiał mnie o dreszcze. Poczułam, jak robi mi się zimno. – Gdy przerażający krzyk ustał, spod pokrywy lodu wyjechały ogromne sanie, na których siedziała piękna kobieta. Ubrana w długie, białe futro, kogoś mi przypominała. Skinęła na mnie głową. Powolnym krokiem podeszłam więc do sań i usiadłam przy niej. Siedzenia były bardzo miękkie. Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Pani siedząca obok, pogłaskała mnie po głowie i przedstawiła się. Niesamowite… Była to Królowa Lodu! Ta sama, o której czytałam w baśniach wczesnego dzieciństwa. – Jak się Pani tu znalazła? – zapytałam zdziwiona. Pochyliła się ku mnie, jakby chciała mi zdradzić swoją największą tajemnicę, i szepnęła: – Jestem… i przybywam, aby ci przekazać…- mówiła coraz ciszej, podczas, gdy ja krzyczałam coraz głośniej: – Kim? Skąd? Dlaczego? Poczułam czyjąś rękę na plecach. Poderwałam się z łóżka. Tak, z łóżka, nie wiem, jak się tam nagle znalazłam. – Mama? – powiedziałam zaskoczona do mojej rodzicielki, która stała nade mną z kubkiem herbaty. – Wstawaj córciu, śniadanie czeka – powiedziała stawiając kubek na korkowej podkładce. Nie byłam pewna: co było jawą, a co snem. – Jak właściwie znalazłam się w łóżku? Czy tajemnicza Królowa Lodu odwiedziła mnie tylko we śnie? Co chciała mi przekazać? I dlaczego mama obudziła mnie w tak ważnym momencie? Po południu wybrałam się z Dolarem na zwyczajny spacer po mieście, a wracając, wstąpiłam jeszcze do biblioteki. Kocham książki, ale przechodząc obok regału, zupełnie niechcący strąciłam jedną z półki. Szybko schyliłam się, aby ją podnieść. Delikatnie chwyciłam za grzbiet okładki. Mój wzrok przyciągnął duży, złoty napis: „Królowa Śniegu” Hans Christian Andersen. Jak ona się tu znalazła? Uśmiechnęłam się do siebie. W tym momencie z lektury wypadła mała żółta karteczka z napisem: „Można tak się zamknąć w zimie, że nie dostrzeże się wiosny”. Zrozumiałam wszystko…

Nie do wiary! Z prof. dr hab. Anną Pobóg-Lenartowicz, mediewistką z Instytutu Historii UO, rozmawia Barbara Stankiewicz – W opolskiej katedrze trwa zasypywanie stanowisk archeologicznych – efektów prac zainicjowanych ponad rok temu przez dr Magdę Przysiężną-Pizarską z Instytutu Historii UO.

Powrót Donalda Tuska wzbudza wiele emocji. Na skomentowanie takiego scenariusza pokusił się Franciszek Sterczewski, który na początku maja miał na swoim Twitterze zamieścić post, w którym jasno stwierdził, jak był premier mógłby pomóc. Według niego, Donald Tusk mógłby wykorzystać swoje doświadczenie przy wspieraniu partii, a przy kolejnych wyborach miałby się zająć raczej rozdawaniem ulotek, niż rozdawaniem kart. Wypowiedź wzburzyła Iwonę Śledzińską-Katarasińską, posłankę Platformy Obywatelskiej z Łodzi. - Zdaniem posła Franciszka Starczewskiego Donald Tusk ma wrócić aby rozdawać ulotki... Gratuluję poznańskiej Platformie wyboru kandydatów na listy wyborcze. Drogi Franku, mam wrażenie że jesteś młodszy niż myślałam - odpowiedziała młodszemu koledze. Sterczewski postanowił odnieść się do słów posłanki. - Czy twierdzisz że pan premier nie poradziłby sobie z rozdawaniem ulotek? Myślę że to niesprawiedliwa ocena. Wierzę szczerze, Donald Tusk będzie wsparciem dla KO i opozycji m. in. podczas kampanii i tyle. Ukłon międzypokoleniowy! - stwierdził. Nie przegap: Ostatni moment dla Tuska. Stankiewicz dla "SE": Przeistacza się to w mydlaną operę Dodał też ogólny post, w którym zwraca uwagę, że roznoszenie ulotek nie jest uwłaczające, a młodzi ludzie mają prawo wyrażać swoje zdanie. - Pytania pokoleniowe: ile waży ulotka? Czy wielcy liderzy mogą zniżyć się do jej rozdawania? Komu spadłaby korona od bycia blisko ludzi? Czemu młodzi mają czelność mieć swoje zdanie i chcą być traktowani po partnersku? Dlaczego nie podziwiają rodziców, świętych i wielkich poetów? - napisał na Twitterze. Powrót Donalda Tuska wzbudza wielkie emocje! Wypowiedzi posła KO zbulwersowały także Adriana Tomaszkiewicza, poseł z Platformy Obywatelskiej z Poznania. - Czy Franek zbierał podpisy pod ustawą likwidującą TVPInfo i abonament RTV? Nie widziałem go z nami na ulicach Poznania - odpisał Sterczeskiemu. - Mam prośbę do kolegi posła Franciszka Sterczewskiego. Dzisiaj skup się nie na ulotkach, ale na rocznicy Czerwca 1956. Poznaniakiem jesteś i to jest dzisiaj dla nas najważniejsze. Pozdrawiam Franek! - dodał w kolejnym poście. Zobacz: Tusk wraca? Sakiewicz dla "SE": To nie jest najgorszy scenariusz dla PiS To nie koniec awantury! Sterczewski po raz kolejny postanowił ostro odpowiedzieć koledze. - Stary, dzięki za dobrą radę. Pamiętam i w obchodach uczestniczę, oczywiście. To nie znaczy że czekam na tego typu rozkazy. Ale spoko, próbuj dalej młodych ustawiać w szeregu, tylko nie dziw się że będą potem dezerterować. To taka rada od serca - napisał. Sprawdź: Tusk jest za stary na rządzenie Platformą? "Dla młodych jest dziadersem" - pisze Zalewski. "Seta do śniadania" Sonda Czy wierzysz w powrót tandemu Donald Tusk - Grzegorz Schetyna? Tak Nie Trudno powiedzieć Express Biedrzyckiej - Leszek Miller: Oczekuję, że Tusk zbuduje opozycję totalną .
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/200
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/261
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/255
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/67
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/337
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/330
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/282
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/311
  • 9c8x2k3gt6.pages.dev/148
  • nie do wiary powrót